przepiorko
Dołączył: 04 Mar 2013
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:25, 26 Sty 2014 Temat postu: Dzierżyński, druhu zacny.... |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Wracałem z Moskwy, z podróży poślubnej. Uśpiła mnie whisky i cisza, w trakcie której wymieniano w pociągu koła na te polskie, o mniejszym rozstawie osi.
Do przedziału wkroczył gość z karabinem i zażądał paszportów, wiedziałem, ze będą problemy.
Dałem w Moskwie pięć dolarów w jednym banknocie za możliwość podróżowania z żoną w jednym przedziale, co było rażącym nadużyciem w ZSRR.
Trzeba bowiem wiedzieć, że władza radziecka dbała o morale narodu swojego i narodów zaprzyjaźnionych i nie do pomyślenia było wówczas, żeby w jednym przedziale jechał chłop z babą.
Były przedziały dla mężczyzn i dla kobiet.
Trzeba też wiedzieć co znaczyło wtedy pięć dolarów.
To po oficjalnym kursie było mniej więcej cztery ruble ( w Bieriozce)
Za pięć rubli wsiadało się bez kolejki do taksówki na postoju przy Placu Czerwonym, a za 50 rubli zawiózł mnie do hotelu milicyjny radiowóz, na sygnale i jeszcze dostałem od załogi dwie milicyjne czapki-uszatki w prezencie. Z prawdziwego futra
Ale na granicy nie było już tak słodko.
Zjebałem żołdaka z karabinem, zaglądającego do naszego przedziału, czym bardzo zaimponowałem świeżo upieczonej zonie i żołdak sobie poszedł won.
Później przyszli tamożnicy (celnicy) i jak zobaczyli mój paszport, to się grzecznie ukłonili i też poszli w pizdu, a ja się ułożyłem do snu.
I wtedy do przedziału weszło dwóch.
Wypisz, wymaluj jak z filmu Siergieja Michajłowicza, w skajowych, czarnych kurtkach i oprychówkach z czerwoną gwiazdą.
Wzięli mnie pod ręce i kazali zabrać konduktorowi mój bagaż, a bagaż był bardzo podejrzany - prawie pusta walizka i dwa ogromne popiersia, jedno Lenina, a drugie Dzierżyńskiego.
Musiałem się rozstać z żoną.
Ale miałem oficjalne, bankowe kwity na legalny wwóz do ZSRR 5000 dolarów i 4000 rubli.
Nic enkawudzistom nie pasowało do układu. Przesłuchanie trwało.
A najbardziej niewiarygodne w moich zeznaniach było to, ze za Dzierżyńskiego zapłaciłem o rubla więcej niż za Lenina.
Nastąpił finał.
Pierwszy raz czułem się jak ktoś bardzo ważny.
Pół wiorsty szedłem do pociągu, jacyś dwaj inni enkawudziści mnie eskortowali i trzymali mój paszport, ale najgorzej miał konduktor niosący moją walizkę i dwa boskie popiersia.
Dzierżyńskiego przegrałem później na fulla z ręki i All-in , ale Lenina mam.
Jeśli mnie Grego wesprzesz, to może zacznę malować bródki, jak ten nasz słynny performancer palący stodoły i kiedyś odkupię Dzierżyńskiego Felka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|